Emanuel Korszon przepadł bez wieści po wyjeździe do Kołobrzegu. Miał tu szukać pracy. Został pobity i stracił pamięć. Rodzice szukali go 2 lata.
Miał 44 lata. We wrześniu 2009 roku przyjechał do Kołobrzegu. Wcześniej pracował w Danii w branży budowlanej, teraz pracy szukał nad morzem. Miał tu przyjaciół, mieli mu pomóc. Emanuel Korszon miał problemy z alkoholem. Czy tego dnia pił, tego nie wiadomo. Pewne jest, bo to pamięta, że siedział w jednym z parków na ławce. Tu ostatni raz rozmawiał z nim telefonicznie ojciec. Potem kontakt się urwał. Gdy po 2 latach pan Stanisław - ojciec Emanuela, śledził jego historię, okazało się, że został zatrzymany przez policję. - Wcześniej został pobity przez nieznanych sprawców, miał złamane żebra i prawdopodobnie uszkodzoną głowę. Ale to nikogo w Kołobrzegu nie zainteresowało - żali się pan Stanisław.
Emanuel Korszon stracił pamięć. Przestał także mówić. Nie można się było z nim porozumieć. Prawdopodobnie miał wylew krwi do mózgu. Nie miał ze sobą dokumentów, a tym samym nie udało się ustalić, kim jest. Dodatkowo okazało się, że ma wodę w mózgu. Ze zdrowego mężczyzny, stał się inwalidą, któremu zresztą nie dawano wiele lat życia. Emanuela szukali rodzice. Jego telefon nie odpowiadał, nikt go nie widział, nie widniał w żadnych statystykach. - Zgłosiłem sprawę zaginięcia syna na policji. Tu mi powiedziano, że nie ma problemu, zgłoszenie mogą przyjąć, ale trzeba je przekazać do miejsca zamieszkania. A syn był zameldowany w Wiśnicy na wschodzie Polski. No to tam sprawę przekazaliśmy i to było na tyle - opowiada pan Stanisław.
Co się działo przez 2 lata, Emanuel Korszon nie wie. Nic nie pamięta. Dzisiaj, obok dziur w pamięci, ma poważne problemy z mówieniem. Wyszukanie poszczególnych słów przychodzi mu z trudem. Ma również problemy z chodzeniem. To skutki wypadku - jak go nazywa, którego stał się ofiarą. Na ślad syna, pan Stanisław trafił dzięki córce swojej siostry. Okazało się, że kołobrzeski MOPS zwrócił się w sprawie podopiecznego do ośrodka w Wiśnicy. To był dla rodziców szok. Najpierw szok, a potem radość, że syn jednak żyje. Jak mówią rodzice, zawsze istnieje nadzieja, ale gdy przychodzi taka wiadomość, to wielkie przeżycie. Okazało się, że ich syn leży na oddziale psychiatrycznym Szpitala Regionalnego w Kołobrzegu. - Przyjechaliśmy, a on nie chodził, był nieogolony, nikogo z nas nie poznał. Dopiero podczas drugiej wizyty, jak zobaczył żonę, to powiedział tylko jedno słowo: mama - wspomina ojciec Emanuela.
Stan mężczyzny nie był dobry. Emanuel Korszon wymagał stałej opieki i konsultacji lekarskich. Uraz sprzed 2 lat cały czas dawał o sobie znać. Wreszcie syn pana Stanisława trafił na oddział psychiatryczny szpitala w Gryficach. - Tam się nim zajęli. Pani ordynator włożyła wiele pracy w to, aby nasz syn był sprawny. Pomogła nam znaleźć specjalistę neurologa w Szczecinie, który mógł pomóc synowi. Pojechaliśmy tam, ten profesor zbadał go i pyta nas, dlaczego tak późno przyjechaliśmy - rozkłada ręce pan Stanisław.
Emanuel Korszon zamieszkał z rodzicami w Dobrochach pod Tychowem w powiecie białogardzkim. Spędził z rodzicami pierwsze święta od 2 lat. Odwiedził go też Święty Mikołaj. Rodzinie Korszonów się nie przelewa, ale sobie radzą. Syn powoli wraca do zdrowia, a pan Stanisław jest optymistą. Pisze wiersze, rzeźbi. Chciałby wiedzieć, kto tak skrzywdził jego syna. - Nie szukam odwetu, ale chcę sprawiedliwości - mówi.
UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.