W sobotę, na Hali Milenium nie brakowało tych, którzy wierzyli, że Kotwica Kołobrzeg może pokonać Trefl Sopot i podarować w ten sposób miły upominek świąteczny wiernym kibicom. I była na to szansa do ostatniej minuty meczu, ale Czarodzieje z Wydm nie potrafili jej wykorzystać.
83-79 - tak zakończył się niedzielny mecz wyjazdowy Czarodziejów z wydm. Podopieczni Pawła Blechacza przerwali wreszcie złą passę, jaka trwała od 3 listopada. Zawodnicy "Kotwicy" nie wygrali w tym czasie żadnego meczu, aż do niedzieli. Jednak wygrana w Warszawie z Polonią wymagała bardzo dużego zaangażowania. Nie brakowało komentarzy, że koszykarze mieli po prostu szczęście, a niedzielne zwycięstwo odroczyło dyskusję nad zmianą trenera zespołu. Cóż, w sporcie czasami też trzeba mieć szczęście.
Oczekiwana zmiana sztabu szkoleniowego Kotwicy Kołobrzeg nie nastąpiła. Po przegranym ważnym meczu ze Stalą Stalowa Wola zapanowała dość nerwowa atmosfera. Kolejną porażkę "Czarodziejów" wpisano na kontro Pawła Blechacza i wydawało się, że była to kropla, która przelała czarę goryczy kilku porażkach pod rząd. Zarząd spółki i trener dali sobie czas na ochłonięcie i teraz sprawę widzą trochę inaczej.
Kotwica Kołobrzeg – Stal Stalowa Wola 77:84 (24:18, 22:23, 20:14, 11:29). To mówi samo za siebie. Pierwsza i trzecia kwarta charakteryzowała się przewagą kołobrzeżan, choć przeciwnicy szybko odrabiali straty. Wystarczyło kilka rzutów za 3 punkty Michała Wołoszyna i Davida Godbolda, aby Stal wyrównała wynik. Po stronie kołobrzeżan na uznanie zasługują jednak rzuty Wichniarza. Trzecia kwarta była niezwykle korzystna dla Kotwicy.
Ostatni listopadowy mecz ekstraklasy nie zakończył się po myśli kołobrzeżan. Mistrz Polski Asseco Prokom pokonał Kotwicę Kołobrzeg 85-58, osiągając w tym sezonie rozgrywek 10 zwycięstwo. Osłabiona Kotwica, grająca bez Bartosza Diduszko, nie potrafiła sobie poradzić z przeciwnikiem, często tracąc piłkę na rzecz gdyńskiego zespołu. W pierwszej części meczu kołobrzeżanie zdobyli tylko 8 punktów.