Opozycja nie zostawiła suchej nitki na podwyżkach za opłaty w strefach płatnego parkowania na terenie Kołobrzegu. I miało to miejsce nie dlatego, że tak naprawdę podwyżki powinny być i to już dawno, ale dlatego, że robi się to, zdaniem części radnych, aby ratować sytuację w Komunikacji Miejskiej. - Pracowników traktuje się jako koszty, a nie jako potencjał - oskarżał miasto szef Klubu PiS radny Maciej Bejnarowicz. W jego przekonaniu, ma tam miejsce wykorzystywanie pracowników i traktowanie ich jako taniej siły roboczej. Radny Artur Dąbkowski chciał, aby na sesji zabrał głos prezes Komunikacji Miejskiej, Michał Jaczyński, a także szef Związkowego Alternatywy, Dariusz Pawelczak. Ten ostatni radnym przekazał pismo ze stanowiskiem związku, które zawiera groźbę na wypadek dalszego lekceważenia kierowców autobusów. Proponowana przez niego podwyżka wynosi aż 25 procent. Udzielenia głosu odmówił przewodniczący Bogdan Błaszczyk, chyba, że takiego głosu udzieli zastępca prezydenta Ewa Pełechata. Ta zaś nie widziała takie potrzeby.

Opozycja wskazywała także wiele innych mankamentów proponowanych podwyżek, jak na przykład nieadekwatne ich stopniowanie w związku z liczbą godzin postoju. Radna Izabela Zielińska wskazała także wręcz zabytkowy charakter parkomatów, w których w aż 47 kierowcy nie zapłacą kartą. W obronie podwyżek stanął radny Adam Hok, wskazując że podwyżki są niewielkie, a za godzinę parkowania w Kołobrzegu kupi się niewiele więcej niż pół litra paliwa, w przeciwieństwie do wielu innych, w tym większych miast niż Kołobrzeg. Krzysztof Plewko kontrargumentował, wskazując, że wszystkie koszty wzrastają, ale nie oznacza to, że radni mają jeszcze więcej zdzierać z obywateli. Ostatecznie, radni podwyżki przyjęli.