Ksiądz Tadeusz Wilk z kołobrzeskiej bazyliki zaapelował do europosła Czesława Hoca, żeby zastanowił się nad swoimi wyborami. Chodzi o to, że obydwoje kandydaci na prezydenta Kołobrzegu są zwolennikami in vitro. Wilk uważa, że zarówno Woźniak jak i Mieczkowska "dali się poznać jako zwolennicy in vitro - zgoda na wielokrotną aborcję i należy się spodziewać, że potulnie wypełnią niechlubny testament starej rady miasta". Dlatego ksiądz Wilk nie weźmie udziału w wyborach, po raz pierwszy od 1989 roku. "Powtarzamy ciągle zgodnie z Katolicką Nauką Społeczną, że trzeba brać czynny udział w życiu społecznym i narodowym, że trzeba chodzić na wybory, ale oto mamy w Kołobrzegu nadzwyczajną sytuację, kiedy wyjątek potwierdza regułę, a z tego jasno wynika: katolik nie ulegnie pokusie koalicji ze zwolenniki "cywilizacji śmierci" i w tym konkretnym przypadku zapomni o ulubionej zasadzie polityków "Never say never!". Możemy przegrać ze zwolennikami ciepłej wody w kranach i z rzeszą tzw. katolików tylko z nazwy, ale nie w sumieniu, nie przed Bogiem!" - pisze Wilk.

- Księdzu Tadeuszowi Wilkowi coś się pomyliło, jeśli nazywa mnie zwolennikiem aborcji. Każdy kołobrzeżanin ma prawo do szczęścia i posiadania potomstwa. Chcę być prezydentem wszystkich kołobrzeżan, obok katolików, także ewangelików czy niewierzących. Prezydent służy mieszkańcom, a ksiądz chyba o tym zapomina - mówi Woźniak. Oburzona stanowiskiem księdza Wilka jest Anna Mieczkowska. - Nigdy nie popierała aborcji i stawianie mi takich zarzutów jest trochę nie fair. Program in vitro skierowany jest do osób z problemem bezpłodności, które korzystają z dokonań światowej medycyny i chcą mieć dzieci. Takie działania wspieram i będę wspierać - komentuje Mieczkowska.