Overcast Clouds

10°C

Kołobrzeg

28 marca 2024    |    Imieniny: Aniela, Sykstus, Joanna
28 marca 2024    
    Imieniny: Aniela, Sykstus, Joanna

Redakcja: tel. 500-166-222 poczta@miastokolobrzeg.pl

Portal Miasto Kołobrzeg FBPortal Miasto Kołobrzeg na YT

Regionalny Portal Informacyjny Miasta Kołobrzeg i okolic

reklama

reklama

reklama

Szynka jak za Gierka, festiwal żołnierski jak w Kołobrzegu?

Ostatnie dni przebiegały pod znakiem sporu o powrót Festiwalu Piosenki Żołnierskiej do Kołobrzegu. Ta trwająca od 1968 roku impreza, z przerwami zakończona w drugiej połowie lat 90-tych, jest regularnie wspominana przez Polaków i bardzo dobrze kojarzona jest wśród starszych respondentów właśnie z Kołobrzegiem. Odpowiedź, dlaczego tak się dzieje nie jest skomplikowana. Podobnie nie ma jakiejś większej tajemnicy, że był to festiwal nieco kiczowaty i będący narzędziem propagandy. Wyjątki od tej zasady jedynie ją potwierdzają. O festiwalu miałem okazję pisać już kilka artykułów, dlatego tym razem skupię się na kwestii artystycznej.

Od samego początku, wymiar Festiwalu Piosenki Żołnierskiej był polityczny. Jego celem była m.in. budowa zaufania i uspołecznienie kultury wojskowej w społeczeństwie w okresie późnego Gomułki, w czasach rewizjonizmu i napięć międzynarodowych. Ten sam wymiar polityczny obowiązywał w okresie Gierka, był jednak inaczej skrojony, na modłę nowomowy sukcesu, którą karmiono społeczeństwo przez propagandę. Festiwal był modny w aparacie władzy, chętnie pisały o nim media, chętnie pokazywali się na nim artyści. Było to wręcz wskazane, żeby napisać coś do Kołobrzegu, albo na nim wystąpić. Jeśli ktoś myślał o przepustce od PAGART-u, nie miał wyjścia. W literaturze i prasie, tu i ówdzie, znajdują się jednak krytyczne ujęcia tego, jak bardzo oderwany od rzeczywistości był festiwal. Nie znajdziemy tu przecież piosenek o interwencji polskich żołnierzy w Czechosłowacji w 1968 roku, a przecież byłoby o czym śpiewać. Tymczasem obowiązywała sztampa i to w dodatku niezbyt wyszukana. W czasopiśmie „Literatura” znajduje się kilka wytyków z 1972 roku: „Na kutrach torpedowych jak się okazuje, żyje się raz (…). Nie wiem, czy w tym wypadku jest to wotum nieufności autora w stosunku naszego wspaniałego sprzętu, czy też propaganda wiary w reinkarnację”. Autor opisywał też tekst innej piosenki: „dla żołnierza mało trzeba, czysta woda, kawał chleba”. Według niego, to „szkalowanie wojskowych władz aprowizacyjnych”, bo żołnierze przecież dostawali tłuszcz czy nawet kiełbasę. Obecny profesor J. Poprawa, kontrabasista, historyk oraz pedagog, tak pisał w czasopiśmie „Student” w 1979 roku, podsumowując dekadę festiwalu za czasów Gierka: „Mimo populistycznego programu i znaczącego udziału mass mediów w propagowaniu festiwalu – Kołobrzeg cieszy się mniejszą niż spodziewano się popularnością”.

Festiwal Piosenki Żołnierskiej miał kształtować kulturę poprzez promowanie określonych wartości, poprzez które – jak pisał S. Szczygielski w „Wojsku Ludowym” w 1976 roku „kształtujemy pożądane postawy, normy i wzorce zachowań ludzi, zgodnie z ideałami pedagogiki socjalistycznej, celami kształcenia i wychowania w wojsku wynikającymi z funkcji i roli armii w społeczeństwie”. Takie były założenia. Propaganda braterstwa broni i przyjaźni – wiadomo jakiej – była realizowana w sposób oczywisty. Polska była członkiem Układu Warszawskiego, w 1945 roku walczyła u boku zwycięskiej Armii Czerwonej – czy to było dziwne? Kołobrzeg był miastem, które do realizacji takiej wizji doskonale się nadawał, jako miasto z dużym garnizonem, w dodatku zdobyte w marcu 1945 roku przez Wojsko Polskie przy udziale Armii Czerwonej. Powyższe było powielane przez reżimowych dziennikarzy. Nie brakowało osób, które specjalizowały się w takich artykułach: serdecznych, opisujących nieistniejącą festiwalową rzeczywistość polityczną. Natomiast prawdą jest, że sam festiwal był jednak modny. W Kołobrzegu, była to największa impreza, znana w dodatku z radia i telewizji, więc zdobycie biletów graniczyło często z cudem. Ci, którzy byli w Kołobrzegu, ale do amfiteatru się nie dostali, często do tego się nie przyznawali. Po prostu, była to opcja spędzania wolnego czasu, którego wówczas było naprawdę dużo. A festiwal, rozrywkę gwarantował, jakakolwiek by ona nie była. W końcu, jak pisała S. Zajkowska: „Tematyka patriotyczna obracała się znów w zaklętym kręgu sztampy: słowa „ojczyzna” odmienianego we wszystkich przypadkach, sztandarów i czerwonego kwiecia. Zresztą w piosenkach kołobrzeskich szumiały chyba wszystkie gatunki drzew i pachniała nieskończona liczba gatunków kwiatów”…

Zupełnie inaczej postrzegano festiwal w samym Kołobrzegu. Tak pisze o tym „Głos Koszaliński” z 1972 roku: „W lipcu Kołobrzeg żyje „swoim” festiwalem. Żołnierska piosenka dyktuje rytm życia tego miasta, które w ciągu kilku festiwalowych dni staje się jakby inne, odświętne, niepowszednie”. Dla miasta realizacja takiego przedsięwzięcia była nobilitacją. Nie ma zachowanych relacji w tym zakresie, gdyż nikt nie przejmował się walorem promocyjnym jako takim. Natomiast Kołobrzeg był na ustach całej Polski. Za tym szły środki finansowe związane z uporządkowaniem miasta, zrealizowaniem niektórych remontów, o które bez festiwalu byłoby trudno. Sam amfiteatr J. Kirszak budował przecież na festiwal – bez niego by on nie powstał. Co ciekawe, bez większych zmian przetrwał po dziś dzień – o czymś to świadczy... Festiwal wpisywał się w propagandę sukcesu ekipy Gierka. Nie mogły o nim powstawać artykuły, czy nawet materiały krytyczne w głównym nurcie. Obowiązywał zakaz krytykowania wojska i spraw wojskowych, a więc także i festiwalu. Taka krytyka nie miała szans przejść cenzury. Oczywiście, mogła pojawiać się krytyka artystycznej zawartości, ale i ona musiała jeszcze mieć autorów. A tych brakowało. Pozostały jedynie nieliczne teksty. I tak festiwal lat 70-tych zapisał się w pamięci Polaków, zwłaszcza, że kreowały go gwiazdy. I tu już nie tylko chodzi o prowadzących, legendarnego Stanisława Mikulskiego, ale także występujących artystów.

Nie można wszakże w ujęciu krytycznym pominąć i tego, co na festiwalu było dobre. Pod kątem artystycznym w 1971 roku premierę piosenki „Gdy piosenka szła do wojska” wykonała młoda wówczas Maryla Rodowicz. Pod wieloma względami był to prawdziwy hit. O takich aspektach trudno znaleźć szersze akapity w książce K. Bittner „Piosenka w służbie propagandy. Festiwal Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu 1968-1989”. A wielki festiwalowy hit Krzysztofa Krawczyka „Czym dla wojska jest piosenka”? Takich kompozycji było więcej, tu też byłoby nieuczciwe o tym nie napisać, jak chociażby „Płynie Parsęta”, czy wielki hit „Zagrajcie nam wszystkie srebrne dzwony” z oratorium Katarzyny Gaertner ze słowami Ernesta Brylla.

Zmierzch festiwalu to lata 80-te. Impreza nie podniosła się po stanie wojennym i artystycznie niedomagała. I tu już nie brakuje prasowej krytyki, która tu i ówdzie się pojawiała, delikatnie, ale jednak: „Co prawda, przeboje nie rodzą się na kamieniu, ale były lata o wiele bardziej obfite. I tak to kiedyś śpiewano żartobliwie „szyćko bez ten sputnik” – to teraz można by strawersować „szyćko bez ten rock” – uważał A. Zarzycki. Zapewne nie bez wpływu na postrzeganie festiwalu miała sytuacja polityczna w kraju, początkowo narodziny „Solidarności”, a potem funkcjonowanie opozycji bardziej i mniej podziemnej. Istniała krytyka równoległa tego, co działo się w Polsce. Ale prawda wydaje się bardziej prozaiczna. Festiwal bowiem oderwał się od rzeczywistości, oderwał się od samego wojska. Piosenki były tworzone przez ludzi, którzy nie tylko mało z wojskiem mieli wspólnego, ale także nigdy w nim nie służyli, w konsekwencji czego pisali piosenki, które nie odpowiadały jakimkolwiek realiom. Nie trafiały one do samego wojska, a skoro tak, to jak miały trafiać do społeczeństwa? Po drugie, rewolucja muzyczna przełomu lat 70-tych i 80-tych oscylowała wokół „Rocku nad Bałtykiem”, a nie Festiwalu Piosenki Żołnierskiej, choć przecież i jeden, i drugi odbywał się w amfiteatrze. Młode pokolenie podążało więc zupełnie innym nurtem, w który wpisywał się kryzys obowiązkowej służby wojskowej. W jakiś sposób próbowało za tym nadążyć kierownictwo festiwalu, ale z opłakanym skutkiem. Grupa kabaretowa „Mechaniczna Pyra” wzbudzała wesołość w amfiteatrze tekstem: „Nie chciała cudzoziemca dziewczyna tutejsza, bo w swoim posagu miał on tylko AIDS-a”. Tak pisał o tym Tomasz Raczek: „Do polskiego dwudziestolatka wychowanego na TSA, Michaelu Jacksonie czy Modern Talking trafić miały utwory lekkie, dowcipne, nowoczesne”. Nie wyszło.

Kryzys festiwalu lat 90-tych pokazywał, jak bardzo chciał on sięgać do dorobku lat 70-tych, ale jednocześnie jak bardzo bazował on na tradycji fundamentalistycznej, nieprzystającej do realiów, z którymi niektórzy się nie pogodzili. Z roku na rok było coraz gorzej, aż wreszcie się skończyło. Przekaz festiwalowy miał być nastawiony na promocję, ale mało kto poza Kołobrzegiem festiwalu chciał. Armia się rozpadała, kraj pogrążał się w ubóstwie, a w Kołobrzegu szukano nowego „okienka na wschodnią stronę”. Odbiorcy nie byli tym zainteresowani. Od lat dwutysięcznych, w zmiennym rytmie pojawiała się wizja powrotu do Festiwalu Piosenki Żołnierskiej: a to Festiwal NATO, a to Festiwal Wojskowy, itd. Szerzej opisuję to w książce „Kołobrzeg po 1945 roku”, więc nie będę wracał do tej kwestii, natomiast poruszę inną, nie mniej ważną: repertuar. W różnych wizjach i planach snuto scenariusze historycznych gwiazd, wówczas w zdecydowanej większości żyjących. Zastanawiano się, kto mógłby przyjechać do Kołobrzegu i zaśpiewać hity z tamtych lat. Inni chcieli stawiać na covery młodych gwiazd, czy interpretacje piosenek wojskowych. To rodziło problemy, bo przecież nie da się tworzyć cyklicznej imprezy na bazie historycznych piosenek, z których tylko kilka można było śpiewać bez problemu w nowych realiach społeczno-politycznych. I wojskowych. A nawet jeśli cokolwiek chciano by dalej z tym robić, problemem jest jeszcze gdzie to robić. I choć na początku lat dwutysięcznych amfiteatr wyremontowano, to obecnie jego stan wymaga kapitalnego remontu, jeśli nie rozbiórki obiektu i zbudowania od nowa, oczywiście w opcji zadaszonej. Ta ostatnia kwestia też była podnoszona przez ostatnie 20 lat…

Robert Dziemba
Fot. Fragment teledysku FPŻ, Youtube

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama

Dodaj komentarz

UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.

Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.

Zgody wymagane prawem - potwierdź aby wysłać komentarz



Kod antyspamowy
Odśwież

Administratorem danych osobowych jest  Wydawnictwo AMBERPRESS z siedzibą w Kołobrzegu przy ul. Zaplecznej 9B/6 78-100 Kołobrzeg, o numerze NIP: 671-161-39-93. z którym możesz skontaktować się osobiście pod numerem telefonu 500-166-222 lub za pośrednictwem poczty elektronicznej wysyłając wiadomość mailową na adres poczta@miastokolobrzeg.pl Jednocześnie informujemy że zgodnie z rozporządzeniem o ochronie danych osobowych przysługuje ci prawo dostępu do swoich danych, możliwości ich poprawiania, żądania zaprzestania ich przetwarzania w zakresie wynikającym z obowiązującego prawa.

reklama