Light rain

4°C

Kołobrzeg

20 kwietnia 2024    |    Imieniny: Agnieszka, Teodor, Czesław
20 kwietnia 2024    
    Imieniny: Agnieszka, Teodor, Czesław

Redakcja: tel. 500-166-222 poczta@miastokolobrzeg.pl

Portal Miasto Kołobrzeg FBPortal Miasto Kołobrzeg na YT

Regionalny Portal Informacyjny Miasta Kołobrzeg i okolic

reklama

reklama

memento mori kołobrzeg

Od wieków śmierć i przemijanie były obecne w Kołobrzegu. W wiekach średnich, w okresie chrystianizacji Pomorza, zauważalna jest zmiana podejścia do zgonu. Śmierć staje się przejściem, gdy dusza oddziela się od ciała i choć to ostanie ulega zniszczeniu, ona trwa: w radości niebieskiej lub cierpieniach piekielnych. Wiąże się to z powstawaniem kościołów, a wraz z nimi cmentarzy, ale już nie pogańskich, a chrześcijańskich. Niezwykle obszernie zagadnienia te opisał prof. Marian Rębkowski w studium pt. „Chrystianizacja Pomorza Zachodniego”. A więc ta zmiana nastała wraz z chrystianizacją także Kołobrzegu. W roku 1000 dokonał jej pierwszy i jedyny biskup diecezji kołobrzeskiej – Reinbern z Hassegau. W roku 1125, dzieło to ponowił biskup Otton z Bambergu, który ochrzcił kołobrzeżan i umocnił polskie panowanie nad Pomorzem przez Bolesława III Krzywoustego. „Ochrzciwszy większą liczbę ludzi zbudował kościół, który poświęcił czci błogosławionej Marii zawsze Dziewicy, ażeby wierzącemu już ludowi pogańskiemu trwałą pomoc wyprosiła, która samego Syna Bożego, dla zbawienia wierzących wcielonego, porodziła. W tej miejscowości biskup utracił pewnego diakona imieniem Herman, towarzysza swojej podróży. Utonął on mianowicie w przepływającej tam rzece (chodzi o Parsętę - wspomniany wypadek nastąpił 21.I.1125 r., jeżeli owym towarzyszem Ottona był diakon Herman, którego zgon pod datą notuje księga zmarłych kościoła bamberskiego – dop. RD) i świętego biskupa i swoich współtowarzyszy pogrążył w wielkiej żałobie. Odprawiwszy zaraz obrzędy żałobne pochował kości pielgrzyma w zaszczytnym grobowcu w środku tego kościoła wylewając przy tym wiele gorących łez z głębi serca i wzywając Stwórcę wszechrzeczy, aby nie odmawiał współuczestnictwa w społeczności niebian temu, który za jego zarządzeniem pozbawiony był ojczyzny, domu, wszelkich dóbr i majątku”. W ten sposób znamy imię pierwszego zmarłego w Kołobrzegu, pochowanego w tutejszej kolegiacie (dziś Budzistowo). Jej wyposażenie nie przetrwało, a prace wykopaliskowe na tym terenie nie są na razie możliwe.

Wraz z lokacją nowego Kołobrzegu, powstało miasto z nowym kościołem. Początkowo był to kościół św. Mikołaja, ale już wkrótce rozpoczęła się budowa kościoła Marii Panny. Na wzniesieniu w centrum nowej osady, funkcjonował też pierwszy miejski cmentarz. We wnętrzu kolegiaty, powstawały przedstawienia dewocyjne, ale także bogate malarstwo tablicowe. Wraz z upływem czasu, nabierało ono charakteru moralizatorskiego, nawiązującego do lokalnych i regionalnych tradycji, albo też stanowiące przedstawienie scen biblijnych, np. ukrzyżowania. W Bazylice Mariackiej zachowało się takie przedstawienie, datowane na lata 30-ste XVI w., a przypisywane Schmidtowi z Antwerpii. Było jednak dzieło wcześniejsze, również ze sceną ukrzyżowania, jednakże później przemalowane. W ten sposób powstało epitafium kołobrzeskiego burmistrza Hermana Fretera, zmarłego w 1538 roku, i jego żony Barbary Gaweson (obecnie przechowywane w Muzeum Okręgowym w Koszalinie). Sceny biblijne przedstawia Epitafium Szymona Adebara z Pokłonem Trzech Króli z ok. 1500 roku. Mamy również malarstwo tablicowe, jak epitafium Siwerta Grantzina zmarłego w 1492 r. (tzw. Taniec Śmierci).

W dawnych czasach, śmierć co do zasady była nie tylko wyczekiwana, ale też, choć może się to wydawać nieco irracjonalne, w miarę możliwości – zaplanowana. Umierający starali się rozporządzić swoim majątkiem. Duchowni nauczali, aby na taki wypadek sporządzać testamenty, a także nie pomijać w nich legatów na rzecz kościoła. Ostatnim akordem człowieka za życia na ziemi była akt ostatniego namaszczenia. Potem, formalnie uznawano taką osobę za zmarłą. Oczywiście zdarzały się przypadki wyzdrowienia, ale taka osoba miała liczne ograniczenia: nie mogła kochać się z żoną, a nawet miała problem ze zmianą testamentu. W przypadku śmierci patrycjusza, jego zgon obwieszczał specjalny obwoływacz. W zależności od regionu, praktyki pogrzebowe były różne. Zasadniczo, wspólną praktyką było namaszczanie ciała i przykrywanie go płóciennym całunem. Ciało układano w trumnie, bywało, że zaszywano je wcześniej w skórze zwierzęcej. Orszak pogrzebowy ruszał z domu zmarłego do kościoła. Trumnę układano na katafalku w nawie głównej. Odprawiano nabożeństwo pogrzebowe, śpiewano antyfony, mające zaprowadzić duszę zmarłego do nieba. Następnie, jeśli zmarły był chowany poza kościołem, orszak pogrzebowy opuszczał świątynię. Jeśli rodziny nie było stać na drewnianą trumnę, takowa była użyczana za opłatą (kościoły miały bogato zdobioną trumnę pogrzebową dla wiernych), a następnie przy grobie ciało zaszyte w skórę wyjmowano i składano w ziemi. Orszak wracał do kościoła przy śpiewie siedmiu psalmów. Najbogatszych składano w kryptach w kościele. Byli to wybitni przedstawiciele patrycjatu, burmistrzowie, ludzie majętni i wykształceni, często zasłużeni dla kościoła. W zależności od fundacji, ich grób mógł przetrwać wieki, albo dokładano do niego zmarłych. Czasami płyty nagrobne były wykorzystywane wtórnie: dopisywano do nich imiona zmarłych lub obracano i wykonywano nowe inskrypcje. Jeśli brakowało miejsc grzebalnych, a to się często zdarzało, bo rozkładzie ciała, kości wyciągano z grobu, a mogiła stawała się miejscem nowego pochówku.

W okresie renesansu i baroku, poza ceremonią pogrzebową, pozostawała kwestia przesłania zmarłego dla żywych. Formą takich przedstawień były epitafia. Protestantyzm dopuszczał powstawanie takich dzieł sztuki. W kołobrzeskiej kolegiacie na przykład zniszczono 20 średniowiecznych ołtarzy, które miały swoje miejsce przy poszczególnych filarach. Było to w pierwszym, dość radykalnym okresie stosowania w praktyce nauki Lutra. Potem, rygor został poluzowany i część dzieł pozostawiono, ale też wykonywano nowe, o charakterze ołtarzowym lub symbolicznym. Temat ten szczegółowo w swoim doktoracie opracowała Anna Gut z muzeum w Koszalinie. Cytuje ona Annę Brochocką w zakresie, który warto przytoczyć: „Sztuka funeralna ma szczególny charakter – funkcjonuje na styku dwóch światów. Jest dedykowana osobom zmarłym, a wykonywana na zlecenie żyjących. Dotyka najdelikatniejszych sfer życia ludzkiego, ociera się o tajemnicę i doświadczenie sacrum. Choć dziś w wielu kręgach pojmowana jako tabu, przez stulecia stanowiła nieodzowny element życia. O śmierci rozprawiano, planowano ją, a nawet wyczekiwano z niecierpliwością. W sztuce podkreślano towarzyszącą jej dwoistość i skrajność uczuć. To, co było dowodem bólu i rozpaczy dla żyjących, dla zmarłych było powodem do radości i chwały”. Dzięki temu, w Kołobrzegu przetrwały nie tylko informacje o wybitnych i zasłużonych mieszkańcach, albo też tych, których żegnano w wielkim żalu, lecz także wybitne dzieła sztuki epok, w których i Bóg, i człowiek stawał w centrum zainteresowania artysty.

Pierwszym zachowanym epitafium było dzieło poświęcone pamięci Faustyna Knigge (pisałem o tym dziele rok temu – przeczytaj). Knigge był kanonikiem kołobrzeskiej kapituły. Zmarł 14 grudnia 1587 roku w wieku 67 lat. Informacja ta znajdowała się w inskrypcji pod epitafium. Jak podaje Wachsen, był wicedziekanem kapituły, czerpał dochody z tutejszego wikariatu, a więc miał sponsorowaną prebendę. Jego patronem był hrabia Eberstein, który lobbował na rzecz kanonika u biskupa Johanna Friedricha. Administrował tutejszym dekanatem, zasiadał w kapitule, wizytował parafie. Jak głosi inskrypcja pod epitafium, był jednym z najbardziej znanych i szanowanych kanoników. Był wierny Bogu i kochał życie, służąc, jak umiał najlepiej. Po jego śmierci, duch jego wciąż żywy unosić się miał w życiu miasta. Inskrypcja, która zachowała się pod przepiękną renesansową sceną zmartwychwstania, nie przetrwała do naszych czasów, w przeciwieństwie do epitafium, które jest przechowywane w kościele mariackim w Białogardzie. Widać tam postać kanonika. Pamięć o nim przetrwała niemal pół tysiąclecia.

Tę samą funkcję pełniły inne epitafia, którymi wypełnione było wnętrze kolegiaty. W okresie przed II wojną światową, wszystkie umieszczone były na ścianie północnej nad emporą. Powstały w epoce baroku. Były niezwykle ozdobne, jak wspaniałe dzieło snycerskie, jakim było epitafium Georga von Braunschweiga, zmarłego w 1613 roku. Każde zawierało inskrypcję o zmarłym. Najciekawsze dla mnie osobiście w swoje formie jest epitafium Marii Liebher z 1694 roku, która mając 16 lat utonęła w Bałtyku. Zawiera w scenie głównej postać Chrystusa, który podaje tonącej rękę. Wyciąga ją z wody, niczym wiara św. Piotra. Epitafium jest wspaniale zdobione, a obok portretu prezentującego zmarłą, z obu stron umieszczono czaszki.

Pozostałością po zmarłych, którzy nadal spoczywają w kolegiacie, są płyty nagrobne. Podczas restauracji kolegiaty, część z tych płyt wyciągnięto z posadzki i umieszczono przy ścianach. Po II wojnie światowej, wyciągnięto część innych płyt, a posadzkę z płyt nagrobnych zamieniono płytkami. W północnej części przyziemia wieży możemy spotkać dwie płyty nagrobne i epitafium. Są to zabytki pochodzące z rozebranego po wojnie kościoła w Strachominie. Epitafium powstało w 1718 roku, upamiętnia Pawła Antoniego von Kameke. Płyty nagrobne pochodzą z XVII wieku i upamiętniają Pawła Damitza i jego żonę Gertrudę oraz Kaspra Kameke.

Na koniec, chciałbym zwrócić uwagę na literaturę. Zachowały się mowy pogrzebowe i wspomnienia zmarłych. Dzięki nim, pamięć o nich przetrwała w źródłach. Przykładem niech będzie mowa pogrzebowa kołobrzeskiego radnego Johanna Lorenza Schwedera (1640-1709), wydana jako druk okolicznościowy w Stargardzie, z której pochodzi ilustracja tytułowa. Ale o wiele bardziej ciekawa jest mowa upamiętniająca Caspra Otto von Podewils, autorstwa pastora Paula H. Pohlmana z Ostrowca, wydana drukiem w 1721 roku (przechowywana w Archiwum Państwowym w Szczecinie). Urodził się 6 marca 1653 roku w Kręgu (obecnie gmina Polanów), a zmarł 5 listopada 1719 roku w Kołobrzegu. Od tego czasu minęło już nieco ponad 300 lat. Oto jej fragmenty: „Przechodniu! Zatrzymaj się, podziwiaj mnogość rzadko spotykanych cnót w mogile człowieka osławione wiedzy, nienagannej uczciwości, wielkiego w miłosierdziu, większego w człowieczeństwie, największego w pobożności (…). To mianowicie są kości czcigodnego i szlachetnego Pana Caspra Ottona Podewilsa, najuważniejszego Kapitana królewskich prefektur Budzistowa, Żukowa i Sultzhorst w służbie Fryderyka Wilhelma, Najłaskawszego Króla Prus, jak i dekana Kapituły Kołobrzeskiej (…). I nie tylko w urzędzie, lecz również w małżeństwie trwał, które było dla niego przyjemnym jarzmem, ponieważ kochał tkliwie żonę, odznaczającą się łagodnym słowem, czystym sercem, uczciwym życiem, pobożną duszą, która wiedziała, jak męża w męce kochać, a w chorobie podnieść na duchu. I utracił ją, a męki ciała nie utracił. O nieszczęsny małżonek, który w morzu łez pozostaje przy życiu! Cóż mówię, że utracił? Nie utracił, lecz wysłał z ziemi na ziemię żyjących, na której sam po śmierci żyje. I nie bał się umierać, ponieważ miał dobrego Pana. Nie sprzeciwiał się śmierci, ponieważ płonął ogromnym pragnieniem, aby się znaleźć u Chrystusa. Mógł umierać, ponieważ stosownie do inskrypcji, która zdobiła jego pomnik, rozumiał, że umrze: PAMIĘTAJ O ŚMIERTELNOŚCI, KIEDY SPOGLĄDASZ NA TEN POMNIK I POMYŚL: ŻE W KAŻDYM MOMENCIE OCZEKUJE CIĘ ŚMIERĆ. Ponieważ więc spodziewał się śmierci, jak żołnierz oczekuje wroga, nie mógł osłonić się przed niespodziewaną śmiercią. Dlatego oddał ducha, dopóki Duch Święty przebywał w świętym. Umarł zaś w Kołobrzegu, chociaż mógł umrzeć w posiadłości Ostrowiec, co stało się, ponieważ tak zarządził Bóg, a umierający na to przystał, zaiste: aby z Miasta do Miasta poszedł, z Kołobrzegu do Jerozolimy, i aby z góry kołobrzeskiej przybył w góry, skąd tylekroć dla niego spływała pomoc. Idź teraz, Przechodniu, pojmij, że umrzesz, aby z życia odejść w życie” (tłum. Hanna Nowakowska, za Anna Gut, Et in funere perennitas, Nowożytne epitafia drewniane na Pomorzu Środkowym, Muzeum w Koszalinie, Koszalin 2015).

Aby żyć, trzeba umrzeć. Takie przesłanie płynęło dla tych, którzy w dawnych czasach odwiedzali wnętrze kołobrzeskiej kolegiaty. Życie przemija, a pozostanie po nas pamięć. Po wielu ówczesnych mieszkańcach pozostały dzieła sztuki i historia miasta, które rozwijali, budowali i czynili sławnym.

Robert Dziemba

Na zdjęciu:
Epitafium Marii Liebher z kołobrzeskiej kolegiaty przed 1945 r.
Fragment epitafium Pawła von Kameke z Bazyliki Mariackiej w Kołobrzegu

memento mori kołobrzeg

 

memento mori kołobrzeg

reklama

reklama

Dodaj komentarz

UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.

Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.

Zgody wymagane prawem - potwierdź aby wysłać komentarz



Kod antyspamowy
Odśwież

Administratorem danych osobowych jest  Wydawnictwo AMBERPRESS z siedzibą w Kołobrzegu przy ul. Zaplecznej 9B/6 78-100 Kołobrzeg, o numerze NIP: 671-161-39-93. z którym możesz skontaktować się osobiście pod numerem telefonu 500-166-222 lub za pośrednictwem poczty elektronicznej wysyłając wiadomość mailową na adres poczta@miastokolobrzeg.pl Jednocześnie informujemy że zgodnie z rozporządzeniem o ochronie danych osobowych przysługuje ci prawo dostępu do swoich danych, możliwości ich poprawiania, żądania zaprzestania ich przetwarzania w zakresie wynikającym z obowiązującego prawa.

reklama