Clear Sky

8°C

Kołobrzeg

29 marca 2024    |    Imieniny: Wiktoryna, Cyryl, Eustachy
29 marca 2024    
    Imieniny: Wiktoryna, Cyryl, Eustachy

Redakcja: tel. 500-166-222 poczta@miastokolobrzeg.pl

Portal Miasto Kołobrzeg FBPortal Miasto Kołobrzeg na YT

Regionalny Portal Informacyjny Miasta Kołobrzeg i okolic

reklama

reklama

reklama

Wyzwoliciele czy zdobywcy?… Od 20 lat rozważa się czy Armia Czerwona podbiła nasze tereny, czy też je wyzwoliła. Oto historia ze Świecia.


Od chwili odzyskania niepodległości w 1989 roku, możliwa stała się dyskusja o faktycznej roli Armii Czerwonej w 1945 roku i w latach następnych. Za czasów PRL-u obowiązywała ściśle przestrzegana zasada, aby o Armii Czerwonej mówić jedynie pozytywnie i należało przedstawiać ją jako szlachetnych wyzwolicieli spod jarzma faszyzmu. Niewygodne zdarzenia były przemilczane, albo je przeinaczano, gdyż „fakty” musiały zgadzać się z góry przyjętym założeniem. Obecnie w archiwach IPN poszukuję materiałów dotyczących wzajemnych stosunków Armii Czerwonej i ludności polskiej na naszym terenie z bezpośredniego okresu tuż po wojnie. Dotarłem do interesujących dokumentów (IPN Sz 00103/23) zawierających meldunki Urzędu Bezpieczeństwa z 1946 roku, z których wynika, że głównym zagrożeniem w powiecie kołobrzeskim były bandyckie napady żołnierzy Armii Czerwonej na polską ludność. Trudno twierdzić, aby te meldunki zawierały przejaskrawienia, skoro Urząd Bezpieczeństwa był ściśle podporządkowany sowietom. Starano się raczej pisać o tym w sposób lakoniczny podając jedynie część faktów. Badając te okoliczności sięgnąłem do całkowicie zapomnianej książki Stefana Sokołowskiego, pułkownika Milicji Obywatelskiej, który w 1986 roku napisał przeznaczoną do użytku wewnętrznego pracę „Z dziejów Milicji Obywatelskiej na ziemi kołobrzeskiej w latach 1945 – 1949”. Książkę tę wydała Akademia Spraw Wewnętrznych w Warszawie w niewielkim nakładzie i jest znana jedynie wąskiemu gronu specjalistów. W książce tej znajduje się wiele przeinaczeń, bądź też oczywistych nieprawd. Tak na przykład pan Stefan Sokołowski opisując życiorys pierwszego kierownika Urzędu Bezpieczeństwa w Kołobrzegu - Edwarda Bendarka, zataił, że przyczyną zwolnienia go było dopuszczenie się gwałtu oraz zorganizowanie rabunku mienia na dużą skalę. W książce tej o ubekach i milicjantach nie pisano źle. Dlatego zdziwiłem się, że w opracowaniu tym pan Stefan Sokołowski przytoczył relację komendanta Milicji Obywatelskiej z Siemyśla Alfreda Turskiego dotyczącą wydarzeń ze stycznia 1946 roku. Jak się wydaje w 1986 roku nastąpił pierwszy powiew „pierestrojki” i można już było w wewnętrznych materiałach ujawnić niektóre wstydliwe szczegóły z przeszłości. Sokołowski przyznaje, że poprzednio zdarzenia te skrzętnie przemilczano. Uznałem, że właściwym będzie przytoczenie pełnej relacji Alfreda Turskiego. Skróty i zmiany stylistyczne pochodzą od Stefana Sokołowskiego.

W styczniu 1946 roku około godz. 19 do posterunku w Siemyślu przybył na koniu sołtys wioski Świecie, mówiąc, że w tej wiosce żołnierze mordują i rabują (…). Siedliśmy na konie i pojechaliśmy do wsi Świecie przez pola, na przełaj. Umówiłem się z Horlą, że on pójdzie za zabudowaniami, a ja środkiem wsi (byłem w cywilu) i gdy pierwszy strzeli, to drugi przyjdzie mu z pomocą. Żołnierze nas obserwowali (...). Gdy mijałem jakieś zabudowania, wyskoczyli i złapali mnie za klapę marynarki. Było ich czterech (...). Chwyciłem za lufę automatu i zacząłem się bronić nogami. Kapitan w skórzanej kurtce zapytał: „Co to za grażdanin, cywil?” Wańka powiedział: „Zabij go kapitanie”(…). Kapitan pociąga za spust raz, drugi, trzeci - strzału nie ma... Wańka wali mnie kolbą... ja tracę przytomność… strzeliłem Wańce w brzuch, miałem w kieszeni nabity pistolet. Wańka przewrócił się na mnie. Na strzał przyleciał Horla, kucnął za słupkami ogrodzenia i woła: „Ruki w wierch”. Na to wyszedł z domu rosyjski telefonista, który tu kwaterował i z automatu przejechał Horli po plecach. Rosjanie zabrali tego starszynę i poszli do budynku, w którym przebywał telefonista. Ponieważ leżałem nieprzytomny, Horla zwołał: „Zabili komendanta, ratujcie!”. Ja nie byłem bardzo pobity, więc leżąc na śniegu odzyskałem przytomność (…). Idę do Horli ... tamci strzelają. Wszedłem do budynku ... zabrałem prześcieradło, idę do Horli, który jęczy ... czołgam się, nakrywam go prześcieradłem. Rosjanie strzelili może jeszcze ze dwa razy i przestali. Może już nie mieli czym? Zaniosłem Horlę do tego mieszkania ... Miał duże dziury w brzuchu. Sołtys powiedział, że konie i wóz są w tym domu, w którym przebywają Rosjanie, ale on tam nie pójdzie. Poszedłem ja. Włożyłem do pistoletu drugi magazynek (…).  Rosjanie siedzą na wozie, wysoko na workach i zamierzają uciekać. Strzeliłem! Pijani żołnierze już trochę wytrzeźwieli i gdzieś pouciekali, bo zaczęła nadchodzić pomoc; przyjechali milicjanci i uzbrojeni cywile. Telefonista zadzwonił do jednostki i powiadomił, że polska banda otoczyła go ... on się broni i prosi o pomoc. Przyjechały dwa samochody wojska i zaczęto okrążać wieś. Dom, kryty słomą, w którym był telefon, Polacy postanowili podpalić … strzelali kulami zapalającymi ... nic z tego nie wyszło. Ciemno… Rosjanie strzelają, Polacy strzelają - wojna! Widzę w polu światło ... podchodzę, siedzi major nad mapą, żołnierz mu przyświeca. Pytam: „Co wy tu robicie?” Bardzo się przestraszyli, myśleli że jestem partyzantem. Major odpowiedział: „Dostałem przez telefon informację, że polska banda napadła na posterunek telefoniczny”. Ja mu wszystko wyjaśniam. Major i ja wołamy: „Nie strzelać”. Zaczęło świtać. Razem poszliśmy do wsi (…). Pijany telefonista coś bredzi, spod pierzyny wystają buty; zdejmujemy pierzynę, a tam leży Polak Gawejko, który podobno pierwszy przyniósł wódkę. Tak go wtedy miejscowi chłopi zbili, że na trzeci dzień zmarł. Major załadował mnie i telefonistę na samochód i pojechaliśmy do Komendantury Wojennej w Trzebiatowie. Tam już był ten kapitan, który chciał mnie zabić, i inni. Z ich informacji wynikało, że wszystkiemu jestem winny ja. Wówczas zacząłem się domagać, żeby pojechać na miejsce wydarzenia i tam zrobić dochodzenie, gdyż są zabici, może i ranni - wszystko się wyjaśni. Jest prokurator, cała świta. Jedziemy na miejsce. Po co śledztwo - leży zabity ojciec, jest sześcioro dzieci, które płaczą, a żona mdleje. W kościele na posadzce leży Horla, a na wozie pełno łupów (worki). Śledztwo zakończono; ustalono, że do wioski Świecie, gdzie był punkt telefoniczny, przyjechał wozem konnym kapitan ze starszyną i dwoma żołnierzami. Telefonista pijak. Z Polakiem Gawejką pędzili samogon i razem pili. Gdy przyjechali następni - razem sześciu mężczyzn - wódki nie wystarczyło. Dwa zabudowania dalej szykowało się wesele, więc przygotowano duże zapasy. Ponieważ zjechali się już goście, więc zastawiono stoły. Tam właśnie poszli podpici żołnierze, a widząc zastawione stoły, pełne butelek, zaczęli wyganiać wszystkich z pomieszczenia. Jeden z gości przeciwstawił się, więc żołnierz strzelił mu w głowę. Dziewczyna, broniąc swego stryja, także „otrzymała” strzał, ale przestrzelono jej tylko ucho. Dziewczyna zemdlała, wrzucono ją do piwnicy. Żołnierze opróżnili butelki i wyszli na ulicę. Wtedy właśnie zobaczyli mnie, zaczaili się i złapali.

Odbył się sąd. Była to pokazówka przed całą dywizją. Wyrok: telefonista - kara śmierci, kapitan - 8 lat więzienia, starszyna - 3 lata (to był ten, który bił mnie kolbą i któremu strzeliłem w brzuch). Na salę rozpraw przyniesiono go na rękach, gdyż od czasu postrzelenia nie mógł chodzić
”.

Po przedstawieniu powyższej relacji Stefan Sokołowski w krótkim komentarzu pisze: „Dzisiaj można się tylko zastanawiać, czy działanie komendanta Alfreda Turskiego i milicjanta Stanisława Horli były prawidłowe, czy musiało dojść do śmiertelnego postrzelenia S. Horli. Komendantura wojenna wypełniła swoje obowiązki – gwałt nie uszedł bezkarnie”. Pan Sokołowski kwestionuje więc bohaterską postawę Turskiego i Horli, którzy w tym przypadku ewidentnie działali w obronie ludności polskiej przed bandyckim napadem żołnierzy sowieckich. Wszak nie chodziło tylko, aby napić się samogonu, ale głównym celem wyprawy sowietów była grabież ludności cywilnej, o czym chociażby świadczy załadowany wóz z workami, który sowieci chcieli wywieźć. Równocześnie pan Sokołowski w sposób bezkrytyczny aprobuje postawę Rosjan. Z relacji Turskiego wynika, że początkowo został on aresztowany przez Rosjan, a wojsko sowieckie przez kilkanaście godzin dużą siłą atakowało broniącą się ludność polską. Nie wiadomo, jak nazywał się mężczyzna, który sprzeciwił się rabunkowi Rosjan i został przez nich zabity, a także nic nie wiemy o dziewczynie, która została postrzelona. Wiele okoliczności wymaga uzupełnienia. Należy przywrócić pamięć o tamtych wydarzeniach, gdyż przez kilkadziesiąt lat nie wolno było o nich mówić ani pisać. Żyją jeszcze ostatni naoczni świadkowie tamtych wypadków. Ocalmy pamięć i przywróćmy prawdę.


W związku ze zbliżającą się kolejną rocznicą walk o Kołobrzeg zwracam się z gorącym apelem do świadków tamtych wydarzeń, aby przedstawiali opisy dotyczące faktycznych relacji ludności polskiej z Armią Sowiecką w czasie jej przejścia przez ziemie polskie oraz tuż po wojnie. Być może zachowały się dokumenty dotyczące tych spraw. Proszę o osobisty kontakt w mojej kancelarii przy ulicy Ratuszowej 3/18 w Kołobrzegu codziennie w godzinach 9-16, lub telefonicznie 94-35-240-23.


Adwokat Edward Stępień
www.edwardstepien.pl

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama

Dodaj komentarz

UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.

Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.

Zgody wymagane prawem - potwierdź aby wysłać komentarz



Kod antyspamowy
Odśwież

Administratorem danych osobowych jest  Wydawnictwo AMBERPRESS z siedzibą w Kołobrzegu przy ul. Zaplecznej 9B/6 78-100 Kołobrzeg, o numerze NIP: 671-161-39-93. z którym możesz skontaktować się osobiście pod numerem telefonu 500-166-222 lub za pośrednictwem poczty elektronicznej wysyłając wiadomość mailową na adres poczta@miastokolobrzeg.pl Jednocześnie informujemy że zgodnie z rozporządzeniem o ochronie danych osobowych przysługuje ci prawo dostępu do swoich danych, możliwości ich poprawiania, żądania zaprzestania ich przetwarzania w zakresie wynikającym z obowiązującego prawa.

reklama