Clear Sky

8°C

Kołobrzeg

29 marca 2024    |    Imieniny: Wiktoryna, Cyryl, Eustachy
29 marca 2024    
    Imieniny: Wiktoryna, Cyryl, Eustachy

Redakcja: tel. 500-166-222 poczta@miastokolobrzeg.pl

Portal Miasto Kołobrzeg FBPortal Miasto Kołobrzeg na YT

Regionalny Portal Informacyjny Miasta Kołobrzeg i okolic

reklama

reklama

reklama

informacje kołobrzeg, fotel prezydenta, bójDo wyborów samorządowych pozostał rok. Ruszyła giełda nazwisk pretendentów do fotel prezydenta: Bieńkowski, Dymecka, Gromek, Hok, Woźniak. Kto jeszcze?


Wilka z lasu wywołał Michał Spieszyński, opisując potencjalną kandydaturę Wioletty Dymeckiej na prezydenta Kołobrzegu. Wszyscy sojusznicy Dymeckiej widzą w niej kandydata na prezydenta Kołobrzegu, a ona sama w wywołanym szumie informacyjnym nie potwierdza tego faktu i nie zaprzecza. Trudno jej się dziwić. Kości nie zostały rzucone, za to zaczęto na nią zbierać haki. Gra idzie o dużą stawkę, jak widać niektórzy o tym zapomnieli. Ale po kolei.

Sprite i pragnienie
Najważniejszym elementem najbliższych wyborów samorządowych nie będą wybory prezydenta, ale wybory do Rady Miasta. To dlatego jak na razie kwestia kandydata jest drugorzędna, czego dziennikarze nie zdają się dostrzegać, za to sprawia to sporo radochy politykom, bo mogą spokojnie układać listy wyborcze. Oto bowiem po raz pierwszy w historii, kandydat na prezydenta nie będzie miał wpływu na powodzenie swojej formacji w wyborach. W przypadku wyborów partyjnych, decydowało powodzenie listy wyborczej. Teraz wygrają najlepsi kandydaci w jednomandatowych okręgach wyborczych. Przewidywanie jakiejkolwiek większości zdolnej dać oparcie silnym rządom prezydenckim w znowelizowanej ustawie samorządowej, jest trudne. Oznacza również, że radni mogą sami przywrócić sobie należną rolę w stosunkach z prezydentem, pozostając wobec niego w opozycji.

Ale jest też inne rozwiązanie i wpadł na nie SLD. To strategia klasy "Sprite i pragnienie", a więc doprowadzenie do bipolaryzacji sceny politycznej. Założenie to jest bardzo słuszne, a wynika z matematycznej właściwości ordynacji wyborczej. Otóż każdy dodatkowy kandydat do rady powoduje osłabienie określonej kandydatury konkurencyjnej wobec rządzącej miastem Platformy Obywatelskiej. SLD wymyślił więc, że aby skutecznie konkurować z PO, najlepiej, aby w każdym okręgu wyborczym, obok kandydata PO, wystartował tylko jeden kandydat opozycji. Jest to typ idealny, ale dający każdemu z kandydatów aż 50% szans na wygraną. Wzrost konkurencji o 1 powoduje radykalne zmniejszenie tych szans. Im więcej kandydatów, tym więcej zamieszania. Wygra osoba najbardziej rozpoznawalna. Stąd akcja pt. "Wszyscy przeciwko PO".

Przy jednym ognisku spotkali się przedstawiciele PiS, Centroprawicy, Razem Dla Kołobrzegu i SLD. Założenie jest proste: trzeba zrobić z PO "pragnienie". Aby to się udało, trzeba naturalnie podzielić 21 okręgów pod względem popularności określonych osób. Wiadomo, że na "Ogrodach" większe szanse ma lewica, a na Radzikowie prawica. Wykorzystanie przewagi pod względem preferencji przekonań, to jedyna szansa opozycji. Ale warunek jest prosty: bipolaryzacja. Wszyscy uścisnęli sobie ręce, wystawiono także potencjalne kandydatury. Ale sprawa jest bardziej skomplikowana, niż wydawać by się mogło. O ile SLD ma jakieś tam błogosławieństwo dla swoich działań z góry, bo liczy się nie dojście do władzy, ale zwycięstwo, o tyle gorzej jest z PiS. Szefowi struktur regionalnych PiS posłowi Czesławowi Hocowi, teoretycznie taka sytuacja jest bardzo na rękę. Skompletowanie przez PiS samodzielnej reprezentacji do Rady Miasta gwarantuje wielką klęskę. Ale na przeszkodzie porozumienia z lewicą i prawicą kołobrzeskiego PiS może stanąć Komitet Polityczny PiS. To tam zapadają wszystkie strategiczne decyzje. Kołobrzeg jest miastem prezydenckim i wobec rosnących apetytów PiS na zwycięstwo, nie wszyscy mogą zaakceptować, jak to się w PiS mówi: "kolaborowanie z komuchami". Jak potem wytłumaczyć babci z "Radia Maryja", że ma popierać kogoś, kto pełnił ważne funkcje w PZPR, albo jak mówi Jarosław Kaczyński, ma niepewną przeszłość? Czy będzie możliwe, aby o poparcie takich ludzi w gorącym roku wyborczym mógł apelować poseł Czesław Hoc, gdy Kaczyński nie zgadza się na udział ludzi PiS w proteście związkowców tylko dlatego, że są tam ludzie SLD? Warto tu przypomnieć sytuację z 2006 roku, gdy do blokowania list ze strony Centroprawicy nie doszło tylko dlatego, że zablokował to właśnie poseł Czesław Hoc. Poszło o kwestie ideologiczne, a tymczasem dzięki temu Platforma mogła sobie swobodnie rządzić Kołobrzegiem.

Wiadomo, że SLD o umowę koalicyjną z PiS w Kołobrzegu zabiega, jednakże będzie o nią bardzo trudno. Oficjalnie, Czesław Hoc mówi, że się nadal nad tym zastanawia. Szef powiatowych struktur Jacek Kuś przyznaje, że rozmowy trwają z każdym, kto jest w stanie pomóc przełamać monopol PO w Kołobrzegu. Może być i tak, że formalnej umowy nie będzie, będzie za to nieoficjalne wsparcie. Tyle, że to może być za mało. Poza tym, nie można zapominać o smoku, gdy ten jeszcze zipie. Smok, zaprawiony w bojach, czyli Platforma, królestwa bez walki nie odda. I fakt, że księżniczka z wieży dawno wyemigrowała do Anglii, a wcześniej przestała być dziewicą, tego nie zmienia. Zalecenie jest proste: 21 kandydatów. Ale tu Platformie może nie udać się utrzymać dyscypliny we wszystkich okręgach i być może pojawi się konkurencja dla niektórych kandydatów. Takim potencjalnym polem do konfliktów jest osiedle "Ogrody". Ale PO wie, że każdy dodatkowy kandydat to stracone głosy. Już nie ma tak, że za danego kandydata wchodzi kolejny z listy partyjnej. Nie wejdzie do rady nawet kolejny z największym wynikiem. Konieczne będą wybory uzupełniające. Kolejna niewiadoma. Co ciekawe, większego znaczenia w tych wyborach raczej nie będzie miał Ruch Palikota. Nawet jeśli ta partia zmobilizuje się (o ile w Kołobrzegu ktoś z członków RP zna to słowo) i wystawi swoich kandydatów, to będzie to tylko na niekorzyść opozycji.

Jeśli opozycja nie wygra wyborów prezydenckich, ale zdobędzie sensowną reprezentację w Radzie, będzie mogła negocjować warunki współpracy z prezydentem, chyba, że ten sam dogada się z pewnymi radnymi. Jak mawia Andrzej Mielnik, 11 ma zawsze rację.

Do powiatu fajną kompanię raz!
Fakt, że do samorządu powiatowego nie wprowadzono okręgów jednomandatowych, jest dla partii politycznych zbawieniem. Przyszłoroczne wybory będą cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. Powiatem mało kto się interesuje, a władza jest podobna, tak samo pieniądze. Wielu liczy na fakt, że pozycja PO w Polsce słabnie i nie będzie większego problemu z pokonaniem kandydatów tej partii, którzy 3 lata temu zapewnili sobie w Radzie Powiatu bezwzględną większość. To właśnie wtedy sromotną klęskę poniosło PiS, które do Rady Powiatu nie wprowadziło ani jednego radnego. Jest okazja do rewanżu, ale też trzeba spojrzeć na sytuację na trzeźwo.

Duże zainteresowanie spowoduje, jak w każdych wyborach, rozkład głosów. Może się okazać, że każde ugrupowanie dostanie podobną ilość mandatów (zakładając liczbę list na 3-4), ale też może się okazać, że Platforma straci, ale zyska zdolność koalicyjną. Wtedy wystarczy dogadać się z brakującą resztą. I znowu PiS i niektórzy radni SLD będą grzali ławy opozycyjne. Taki scenariusz był przez SLD rozważany, stąd od samego początku forsowano propozycję wspólnej listy do powiatu, także dlatego, że metoda d'Hondt'a preferuje duże wyniki, premiując je. To właśnie ofiarą tej metody było PiS 3 lata temu: w pień wyrżnął je d'Hondt. Niestety, lekcji z tej porażki ktoś nie wyciągnął, a różnice ideologiczne i podziały w elektoracie, są zbyt głębokie, aby pewnie stanąć w szranki z Platformą.

Sama Platforma dzięki powiatowi zyskuje niezłą rezerwę kadrową. 3 lata temu, w wyborach do Rady Miasta wystawiono 42 kandydatów. Teraz będzie można docenić tylko połowę. Reszta poszuka swojego szczęścia właśnie w wyborach do Rady Powiatu. Oznacza to również niebywałe do tej pory zwiększenie rangi tych wyborów. Na pewno zobaczymy tam ciekawe nazwiska, które będą liczyły na odrobinę szczęścia w partyjnej wyliczance. Wygrywa lista, ale do rady wjedzie ten, kto na liście zdobędzie lepszy wynik. Być może będziemy mieli radę osobowości, tak, jak to było w pierwszej kadencji samorządu powiatowego. Tkwi tu jednak pewna pułapka. Wielu patrzy na sondaże ogólnopolskie, kalkulując, że poparcie Platformie spada wszędzie tak samo. Lepiej wcześniej upewnić się, jak bardzo spadło to poparcie w Kołobrzegu i okolicy, aby nie przeżyć ponownego zawodu jak 3 lata temu, gdy ani kandydaci Henryka Bieńkowskiego ani PiS, nie zdobyli ani jednego mandatu. Z tego też płynie lekcja polaryzacji sceny wyborczej przez PiS, któremu z Bieńkowskim w owym czasie nie było po drodze.

Fotel decyzji kluczowych
Jeśli ktoś twierdzi, że Henryk Bieńkowski nie będzie startował w wyborach prezydenckich, nie powinien się zakładać z tak dużym wyprzedzeniem. Wszyscy wiedzą, że kluczem do zarządzania miastem jest fotel prezydenta. Bez tego podejmowanie decyzji strategicznych nie jest możliwe. Problem w tym, że dziś piłka leży po stronie Platformy, w której jest aż nadmiar kandydatów. A opozycja ma jednego, a tak naprawdę, to nie ma kandydata wcale, bo nikt go jeszcze nie zatwierdził. I choć Dymecka swojej kandydatury nie potwierdza, to z naszych informacji wynika, że jej współpraca z SLD jest de facto zaklepana. Ale to nie w Dymeckiej tkwi problem, a w samym SLD.

Rozpuszczanie plotek o kandydacie opozycji na prezydenta na rok przed wyborami, gdy nie wiadomo jeszcze kogo wystawi ugrupowanie rządzące miastem, jest bez sensu. I to z kilku powodów. Po pierwsze, start Janusza Gromka powoduje, że jakikolwiek kandydat o rodowodzie prawicowym nie ma z nim szans. Wyniki badań pokazują, że gdyby wybory odbyły się dziś, obecny prezydent wygrywa w pierwszej turze. Nie ma znaczenia, kto będzie jego kontrkandydatem. Na dziś Janusz Gromek ma ponad 60% rozpoznawalności w tym mieście. Jeśli nie popełni większych błędów, kontrkandydaci będą tylko po to, żeby w ogóle odbyły się wybory. Po drugie, pozwala to innym przygotować się na rozwiązanie związane z określoną osobą w roli głównej.

Inaczej wygląda sytuacja, gdyby PO wystawiła Marka Hoka. Zakładając, że poprze go Janusz Gromek, który zawsze może powiedzieć, że już rządził dwie kadencje, że chciałby odpocząć z wnuczką, albo coś tam innego, Hok zapewne będzie kandydatem premiowanym, ale bez szans na wygraną w jednej turze. I teraz pytanie do SLD: czy ludzie lewicy poprą kandydata bez lewicowego rodowodu? Czy wyciągnięcie Wioletty Dymeckiej z kapelusza, w dodatku z poparciem PiS (Hoc Dymecką popiera, tylko ciekawe jako czyją kandydatkę - na razie tego nie mówi), będzie dobrym posunięciem, gdyby jako kandydat niezależny o lewicowym programie wystartował Jacek Woźniak, popierany przez ludzi młodych, lewicę i część elektoratu PO? Woźniak w SLD się nie podoba, jako kandydat zbyt wobec PO koncyliacyjny, gdy tymczasem nikt nie wyciągnął wniosków z jego wyniku wyborczego do senatu! I według mnie, w starciu z Hokiem to Woźniak ma większe szanse na wejście do drugiej tury. A jego szanse, aby się tam znaleźć, rosną, gdyby w wyborach pojawił się Janusz Gromek jako kandydat niezależny, Marek Hok jako kandydat PO, Wioletta Dymecka jako kandydat SLD/PiS i Jacek Woźniak jako kandydat niezależny. Tu głosy mogą się rozłożyć na korzyść Gromka i Woźniaka i to panowie powinni spotkać się w drugiej turze. Powstaje jednak inna wątpliwość: czy jeśli wystartuje tylko Marek Hok, czy jedyny kandydat opozycji, załóżmy, że to Dymecka, ma szansę z nim wygrać? A może jednak lepszy byłby Bieńkowski, którego tak szybko przekreśla się w różnych opcjach? Ale to nie jest tak, że Wioletta Dymecka to postać bez szans. Byłaby pierwszą w historii kandydatką na prezydenta Kołobrzegu, a to w obecnej sytuacji nie jest bez znaczenia. Jest to zapewne kandydatura z potencjałem, tylko pytanie, na które odpowiedzi nie znamy, czy ma zaplecze na tyle silne, aby przetrwać niełatwą kampanię... Jeśli ma, wtedy faktycznie Woźniak nie musi się fatygować, bo nokaut ze strony kobiety może mu się odbić czkawką.

Oczywiście, nie znamy dokładnych poziomów szans wymienionych przeze mnie kandydatów, bo ukierunkowanych i jednoznacznych badań nikt nie przeprowadził. Wymienione przeze mnie zależności konkurencyjne, wynikają ze stosunku potrzeb i interesów politycznych oraz stopnia ich zaspokojenia w Kołobrzegu. Nie chcę wchodzić tutaj w teorię, bo za chwilę pojawią się komentarze, że ktoś nie dobrnął do końca, bo za długo było. Z drugiej strony, nie chcę być gołosłowny. Kołobrzeg to miasto o sporej aktywności społecznej i politycznej. A przedkłada się to wprost na twierdzenie, że im większa aktywność i świadomość grup, tym większe są ich potrzeby polityczne. Potrzeby definiują cele, którymi może być określona ideologia lub program. Taką potrzebą mikrospołeczną będzie aprobata działania społecznego, idącego w kierunku racjonalizacji życia społecznego, na przykład podczas wyboru określonego kandydata. Nie wchodząc w złożoną teorię interesów politycznych czy artykulacji potrzeb i interesów politycznych, należy wykazać na zaspokojenie różnorodnych potrzeb. Pojawienie się podmiotów konkurencyjnych, o podobnych właściwościach, może powodować i z badań wynika, że coraz częściej powoduje, wybór opierający się na cechach zewnętrznych, powierzchownych, wręcz medialnych związanych z procesem mediatyzacji społeczeństwa, niż wynikających z głębokiej analizy i przekonań.

Wsi wesoła, wsi spokojna, nie ominie ciebie wojna
Kołobrzeg, to niejedyne miejsce, gdzie ludzie mają dość rządów Platformy. Tak jest na przykład w Dygowie, gdzie w szeregach Platformy panuje coraz bardziej nerwowa atmosfera. A to powoduje, że popełnia się błędy. Wszystko na to wskazuje, że obecny wójt będzie miał dwóch kontrkandydatów: Helenę Rudzis-Gruchałę i Artura Wasiewskiego. Nie bez powodów w ramach dożynek powiatowych zrobiono potupaję za sporą sumę - nie wiemy jaką, czekamy na odpowiedź z gminy na nasze pytania. Wasiewski 3 lata temu zdobył najlepszy wynik jak kandydat na radnego do Rady Gminy: głosowało na niego aż 368 wyborców, co stanowiło niemal 50% głosów oddanych w okręgu wyborczym nr 1. Ekipa PO wie, że ma tylko rok na to, aby pokazać, że nikt zmian nie potrzebuje.

Mobilizacja Platformy w Dygowie, osłabionej rezygnacją Piotra Ryćko z mandatu radnego (choć wyrok nie przeszkadzał w jego wyborze na szefa struktur), wiąże się z dużą aktywnością medialną i bezceremonialnym atakiem na wszystkich tych, którzy pokazują rzeczywistość inną, niż politycy PO wykreują. To oznacza, że dla PO twierdzą będzie każdy próg. Jak to wygląda? Pokazały to wybory w Kołobrzegu w 2006 roku i ostatnie wybory w Białogardzie. Nieoficjalnie mówi się, że gdyby wójt Zawadzki wyborów nie wygrał, mógłby zostać starostą kołobrzeskim, nawet gdyby do Rady Powiatu nie startował (na wzór Artura Mackiewicza, który był starostą, choć złożył mandat radnego). I muszą to być pomysły faktycznie brane pod uwagę, gdyż inaczej w samej PO nie zastanawiano by się, co zrobić, aby zmniejszyć konkurencję w wyborach na wójta Dygowa. Doprowadzenie w gminie do drugiej tury jest niekorzystne dla obecnego wójta. Pytanie, co jest korzystne dla mieszkańców?

Na koniec, warto podkreślić, że sytuacja wraz ze zbliżaniem się terminu wyborów, będzie ewoluowała, być może w innych kierunkach, niż przewiduje autor. Pewne jest jedno: tym, którzy twierdzą, że nie uprawiają polityki, bo ona jest obrzydliwa, wierzyć nie należy. Polityka to zespół działań zmierzających do osiągnięcia celów za pomocą odpowiednio dobranych środków. Każdy ma jakąś politykę...

Robert Dziemba

informacje kołobrzeg, fotel prezydenta, bój

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama

Dodaj komentarz

UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.

Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.

Zgody wymagane prawem - potwierdź aby wysłać komentarz



Kod antyspamowy
Odśwież

Administratorem danych osobowych jest  Wydawnictwo AMBERPRESS z siedzibą w Kołobrzegu przy ul. Zaplecznej 9B/6 78-100 Kołobrzeg, o numerze NIP: 671-161-39-93. z którym możesz skontaktować się osobiście pod numerem telefonu 500-166-222 lub za pośrednictwem poczty elektronicznej wysyłając wiadomość mailową na adres poczta@miastokolobrzeg.pl Jednocześnie informujemy że zgodnie z rozporządzeniem o ochronie danych osobowych przysługuje ci prawo dostępu do swoich danych, możliwości ich poprawiania, żądania zaprzestania ich przetwarzania w zakresie wynikającym z obowiązującego prawa.

reklama